zetjot zetjot
227
BLOG

Jak prześcignęliśmy Amerykanów

zetjot zetjot USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Tak się dziwnie złożyło, że rozpad formuły demoliberalnej można obserwować najlepiej w dwóch krajach, z przyczyn dokładnie odwrotnych. W przypadku Polski mamy do czynienia z rozpadem niekontrolowanym, w przypadku USA, z kontrolowanym. Przyczyny są odwrotne, bo w Polsce demoliberalizm nie miał szansy się zakorzenić, wypchnięty przez postkomunizm, a amerykańska demokracja miała, w odróżnieniu od Polski, aż ponad dwieście lat swobodnego rozwoju.

USA są najstarszą, poza Wlk.Brytanią, demokracją świata, więc procesy społeczno-polityczne miały tam sporo czasu by móc się swobodnie rozwijać. Okazało się jednak, gdy Ameryka weszła w fazę imperialną, że procesy wewnętrznej demokracji i globalnej ekspansji wywołują procesy nie do pogodzenia. System zaczął się rozpadać. Teraz pora wrócić do Polski.

W Polsce widać, wskutek jednoczesnego oddziaływania dwóch procesów – rozwoju destruktywnego konsumpcjonizmu i gnicia postkomunizmu, gwałtowne przyśpieszenie zjawisk rozpadu demoliberalizmu, który nie ma gruntu do zakorzenienia, bo brak tu trwałej, nieprzerwanej tradycji demokratycznej i bezpieczników, ale przede wszystkim działają siły antydemokratycznej postkomuny. Wpływy obu wymienionych czynnników prowadzą do narastania konfliktów społecznych i rozhuśtania emocji, które wywodzą się ze sprzeczności między postkomunistycznym establishmentem a prodemokratycznymi siłami antysystemowymi. Teraz pora znów wrócić do USA.

W USA są bezpieczniki, które nie zapobiegają wprawdzie rozpadowi, lecz czynią go kontrolowalnym, co uwidocznilo się przy okazji ostatnich wyborów prezydenckich, które wygrał Trump. Ale proszę zwrócić uwagę na tryb w jakim wygrał Trump. Czy gdyby tryb był populistyczny, bezpośredni, czysto liczbowy, oparty na manipulacjach medialnych prowadzonych przez establishment, wygrałaby Clinton ? Otóż jest to bardzo wątpliwe, bo USA nie są na szczęście państwem całkowicie jednolitym – jest tam pozostałość federacyjna, niezależnych kiedyś stanów, która system stabilizuje. Amerykańskie stany to nie polskie województwa, to organizmy o dużym stopniu autonomii. W poszczególnych stanach wyborcy głosują zgodnie z lokalną specyfiką, a głosy elektorskie zyskuje zwycięzca. Gdyby system był bezpośredni, wyborcy głosowali by zapewne inaczej i wcale nie jest powiedziane, że Clinton zyskałaby większość głosów. Gdyby Clinton wygrała zwykłą większością głosów i kontynuowała dotychczasową politykę, system by się rozpadł w piorunującym tempie. Ale tam wygrywa ten, kto wygrywa w poszczególnych stanach i dzięki systemowi elektorskiemu rozpad, na szczęście dla Amerykanów i dla reszty świata, będzie kontrolowany.

zetjot
O mnie zetjot

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka