zetjot zetjot
397
BLOG

Czy wierzycie w TINA'ę ?

zetjot zetjot Polityka Obserwuj notkę 10

Od lat natykam się na publicystykę Jana Filipa Staniłko, który pojawia się to tu, to tam, po czym znika, by jak meteor pojawić się gdzie indziej, nigdzie nie mogąc zagrzać miejsca, co zaczęło w końcu wzbudzać moje podejrzenia.

Ostatnio ujrzałem jego fotografię w Gościu Niedzielnym, gdzie pojawił się z nim wywiad na temat innowacyjności w Polsce i tak jakoś automatycznie, nie wiem dlaczego, skojarzył się mi z Tomaszem Lisem, a to nie jest skojarzenia pozytywne.

A w tekscie wywiadu znalazłem wypowiedź o treści nie nowej, zwykle akceptowanej jako oczywistość, która jednak w tym wypadku mnie przystopowała i kazała się zastanowić - chyba zadziałał tu podświadomy marker somatyczny , ten z hipotezy Antonio Damasio.

Otóż ja nie wierzę w TINA'ę (There Is No Alternative).

A wypowiedzi wielu ekonomistów, w tym pana Staniłko wiarę we wszechmoc TINA'y sugerują. Bo jaki inny jest sens treści tego cytatu:

“ Można się oczywiście zżymać, że innowacje powodują zamieszanie na rynku, czy mówiąc brutalnie, bankructwa firm mniej innowacyjnych, /.../ że przez to pracę stracą ludzie.”

No przecież to jest TINA w czystej postaci. Nie chodzi mi tu przede wszystkim o same innowacje, bo innowacje są tylko wyrazem zewnętrznym głębszych uwarunkowań.

Tymczasem zarówno stan jak i obraz rzeczywistości gospodarczej bardzo się zmienił na przestrzeni II poł. XX i początku XXI w.. Dzięki publikacjom paru amerykańskich socjologów i psychologów wiemy, jakie skutki w skali makro i w skali mikro przyniosła przemiana kapitalizmu w konsumpcjonizm i jakie są tego koszty społeczne i mentalnościowe widoczne choćby w USA.

W związku z tym odrzucam paradygmat ekonomicznego determinizmu oraz prymatu ekonomii nad życiem społecznym, w myśl których naszym celem życiowym miałaby być praca polegająca na produkowaniu coraz to nowszych i zupełnie niepotrzebnych gadżetów po to tylko żeby banksterzy mogli udzielać coraz więcej kredytów konsumpcyjnych. Można raz czy drugi przymknąć oko na bankructwo jakiejś firmy, ale gdy bankrutują całe gałęzie przemysłu, nie można udawać, że wszystko gra, bo skala zjawiska zaczyna niepokoić, jako że wywiera ogromne skutki społeczne i pojawia się pytanie, czy jednostkowe, prywatne zyski są w stanie zrównoważyć społeczne szkody.

Ja jestem człowiekiem, a nie jakąś siłą roboczą, którą można angażować, zwalniać, relokalizować i poddawać ciągłym szkoleniom w celu zamiany profilu zawodowego. Najwyższy czas na zmianę paradygmatu, bo odpowiedź na pytanie czy nos jest dla tabakiery czy tabakiera dla nosa wydaje się nie ulegać wątpliwości.

W związkui z powyższymi refleksjami musiałem zadać sobie obowiązkowe pytanie – czyżbym z prawicowca i konserwatysty przedzierżgnął się, ni z tego ni z owego w komunistę, wroga wolnego rynku ?

Otóż drodzy Państwo, ja się specjalnie nie zmieniłem, za to dysponuję obecnie znacznie dłuższą perspektywą i dystansem, a w związku z tym znacznie większą ilością informacji o wydarzeniach , procesach i zmianach jakie w międzyczasie zaszły. Mój konserwatyzm polega na znajomości ludziej natury, do której powinny być dostosowywane rozwiązania społeczne i struktury instytucjonalne. Tu się zmienił system, pozmieniały się jego elementy, pozmieniały się struktury i trzeba do opisu nowego stanu rzeczy dostosować język i postrzeganie problemów i , co najważniejsze, zmienić charakter uprawianej polityki. W związku z tym pozwolę sobie na oczywisty wniosek, że konsumpcjonizm jest obecnie równie szkodliwy jak kiedyś był komunizm. A jeżeli zakwestionujemy konsumpcjonizm to automatycznie musimy zanegować jego ideologiczne uzasadnienie w postaci teorii liberalnych.

A wnioski pozytywne? Już pisałem o tym wiele razy, że nowym paradygmatem spolecznym musi stać się prymat edukacji. Bo to jest jedyna sfera życia, która była, jest i pozostanie niezmienna, jako że jest uwarunkowana biologicznie i ewolucyjnie.

zetjot
O mnie zetjot

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka