Jestem w trakcie lektury książki Zbigniewa Stawrowskiego "Budowanie na piasku" poświęconej ocenie ostatniego ćwiećwiecza i trafiłem na passus, z którym trudno mi się zgodzić: Autor odnosi się do negatywnego stanowiska Kościoła w kwestii referendum odnośnie aborcji i stwierdza:
"Argumentacja przeciwstawiona idei referendum w gruncie rzeczy zanegowała prawo obywateli do wypowiadania się w najbardziej fundamentalnych kwestiach."
Ja mam zastrzeżenia zarówno do Kościoła jak i do autora w tym punkcie, a to z powodu braków w analizie problemu. Ja też zaneguję parę popularnych stereotypów. Otóż demokracja ma swoje wyraźne granice, które sama sobie narzuciła, żeby móc być demokracją. Ustrój demokratyczny oparty jest na idei wolności, a demokratyczne prawodawstwo dodatkowo na idei sprawiedliwości. Idea wolności wyklucza pomysł pozbawienia kogoś życia z tej prostej przyczyny, że odebranie życia automatycznie eliminuje możność skorzystania danej osoby z przysługującej jej wolności. Zaś idea sprawiedliwości dopuszcza pozbawienie kogoś życia na zasadzie sprawiedliwej odpłaty jedynie wtedy, gdy ta osoba okaże się mordercą, a nawet i ten przypadek został z prawodawstwa europejskiego usunięty. Tak więc obie te idee wykluczają możliwość wbudowania aborcji w ustrój demokratyczny.
Możemy jeszcze dodatkowo, dla wzmocnienia tej argumentacji, wziąć pod uwagę konkretne okliczności związane z cechami procesu politycznego i jego konsekwencjami w demokracji. Przypatrzmy się logicznemu ciągowi procedur demkratycznych:
!. W pierwszej fazie procesu obywatele wypowiadają się - a więc mamy do czynienia z aktami werbalnymi bez konsekwencji materialnych.
2 .W drugiej fazie posłowie wypowiadają się, ale już z konsekwencjami prawnymi w formie przymusu prawnego.
3. W trzeciej fazie mamy do czynienia z materialnymi konsekwencjami realizacji prawa - realizowanymi przez KOGO ?
Ktoś w tej fazie musi realizować postanowienia prawnie przewidziane, a to nie są już procedury werbalne, lecz jak najbardziej materialne związne z pozbawieniem życia dziecka poczętego. Lekarz jest powołany do leczenia a aborcja nie jest przecież procedurą lecznicą. Tak więc przymus wywierany na lekarza jest sprzeczny z jego wolnością, a nie tylko z wolnością dziecka do życia. Jakim prawem obywatele a za nimi posłowie mogą zmusić lekarza do działań sprzecznych z jego kompetencjami i do postępowania niemoralnego naruszającego jego wolność ? Wyrażnie też widać asymetryczność zachowań obywateli, posłów w opozycji do zachowań lekarza. Mamy do czynienia z nadużyciem uprawnień obywateli i posłów w stosunku do lekarzy.
Ale przejdźmy do kolejnej interesującej kwestii - skąd się wziął problem aborcji w polskim prawodawstwie ?
Dyskutantom jakoś dziwnie umyka fakt, ze mamy do czynienia z problemem kukułczego jaja podrzuconego przez komunistów, którzy przecież całkiem bezprawnie i niedemokratyczną drogą wprowadzili aborcję do prawodawstwa. Więc jak można mówić o demokratycznym decydowaniu w kwestii niedemokratycznych ustaw ? Z tego wynika, iż aborcja powinna była być automatycznie zdelegalizowana, jako sprzeczna z porządkiem demokratycznym.
Jak widać nie ma żadnej logicznej możliwości wprowadzenia prawa do aborcji do prawnego porządku w demokracji. Nie można dopuścić do tego, by w ustroju demokratycznym powstały jakiekolwiek szczeliny, którymi wtargnie do demokarcji bezprawie w formie partykularnych interesów.