Parę tygodni temu zastanawiałem się, czy serial "Ranczo" pójdzie w stronę dużej polityki i spróbuje zdefiniować polski problem, bo tak się na wstępie zanosiło, gdy wójt został senatorem. Ale twórcy serialu skapitulowali i okazało się, że masło jest maślane, a Polska taka jaka jest, bo to Polacy tacy własnie są.
Teraz, po paru tygodniach i po najnowszym odcinku, widać wynik główkowania twórców serialu. Polacy dzielą się na dwie grupy - 40% tych, którzy chodzą głosować i reszta, czyli 60%, która ma to w dupie. Te 60% to discopolacy, zainteresowani grillem, piwem i łóżkiem. Zaś z przebiegu wydarzeń w ostatnim odcinku wynika, że Polacy to świry, które nie potrafią się dogadać. Ale jak to się ma do wspomnianego podziału, bo przecież wszyscy kłócą się tu ze wszystkimi, i skąd ten podział się wziął, tego autorzy nie próbują wyjaśniać. Pomijam tu już kwestię niespójności scenariusza - bo niby dlaczego nagle, ni z tego, ni z owego, społeczność wilkowyjska popada w świrowanie ? No i tym spsoobem góra urodziła mysz. Co nam pozostaje, jak sugerują autorzy ? Wyjechać stąd jak najdalej. Jeszcze warto zwrócić uwagę na jedną zabawną konstatację twórców - okazuje się oto, że to klasa polityczna reprezentowana przez wójta-senatora jest najbardziej świadoma stanu spoleczeństwa.
